Wychowanie dziecka

Jako rodzice każdego dnia zadajemy sobie wiele pytań związanych z wychowaniem dzieci. Zdarza się, że bezradnie rozkładamy ręce lub wychodzimy z siebie, żeby osiągnąć upragnioną przez nas reakcję naszej pociechy. Czy przypadkiem nie popełniliśmy gdzieś błędu?
Poniżej publikujemy cały jeden rozdział z książki “Rodzice w akcji. Jak przekazywać dzieciom wartości” napisanej przez Monikę i Marcina Gajdów. Autorzy są terapeutami, na co dzień pomagającymi setkom rodziców w rozwiązywaniu problemów wychowawczych. Ich książka jest nie tylko wytłumaczeniem przyczyn najczęstszych problemów z dziećmi, ale przede wszystkim poradnikiem, jak się zachować, co zrobić, jak ukierunkować swoje myślenie, co zmienić, jak przekazać dzieciom wartości oraz wiarę.

Klub „Orbita”

Drogi Rodzicu, czy zdarzyło się kiedyś, że twoje dziecko nie wykonało tego, o co je poprosiłeś, i musiałeś powtarzać jakieś polecenie (np. Zbieraj te kredki!!!) raz, drugi, trzeci i dziesiąty? Jeśli nie, to przejdź do drugiego rozdziału naszej książki…
Jeśli jednak w twoim domu pobrzmiewają co jakiś czas prośby, groźby, błagania, zaklinania powtarzane po kilka razy, a ty sam czujesz się nieraz jak zdarta płyta winylowa i już czujesz się słabo, myśląc na przykład o jutrzejszym odrabianiu lekcji, to chcemy cię uroczyście przywitać w gronie rodziców krążących po orbicie wokół własnych dzieci! Jesteś miliardowym, honorowym członkiem Klubu „Orbita”…
Co? Nie chcesz do niego należeć? Dlaczego? Klub ma wielu członków i ciągle się rozwija… Chcesz się wypisać z tego popularnego zrzeszenia? Dobrze, nie będzie łatwo, ale to możliwe. Nam (i nie tylko nam) udało się rzucić na stół legitymację członkowską.

Przypatrzmy się powodom, dla których kręcimy się wokół naszego dziecka i w związku z tym tak trudno rozstać się nam z Klubem „Orbita”:

  1. Kręcimy się wokół dziecka z miłości do niego
    Tak, tak, z miłości. Krążymy wokół niego, bo je kochamy. Gdybyśmy go nie kochali, byłoby nam całkiem obojętne, czy umyje zęby, czy się spóźni do szkoły, czy zje, czy też pójdzie głodne, czy się wyśpi, czy zdobędzie wykształcenie…
  2. Należymy do Klubu Orbita, ponieważ dziecko nie widzi własnej korzyści z wykonania czegoś, na czym nam zależy.
    Mało tego, dziecko dość często uważa wykonanie czegoś, na czym zależy rodzicom, za niekorzystne dla siebie! No bo jaką korzyść ma Piotruś z tego, że musi kłaść się spać w momencie, gdy „zabawa jest najfajniejsza”? Jaką korzyść ma pasjonat gier komputerowych z tego, że musi przerwać grę w najbardziej podniecającym momencie (właśnie miał przejść legendarny 724. poziom). A jaką korzyść ma dziecko ze sprzątania własnego pokoju? Żadną! Moi drodzy, spójrzmy prawdzie w oczy, ze sprzątania pokoju dziecko nie ma żadnej korzyści!
  3. Daliśmy się „wkręcić”, ponieważ dziecko nauczyło się zwracać na siebie uwagę przez nierobienie czegoś.
    Rodzicu, fakt, że cię to złości, nie zmienia niczego, bo właśnie o to chodzi! Gdybyś miał rodzeństwo, to byś zrozumiał, że czasem nie ma lepszego sposobu na skupienie na sobie uwagi taty i mamy niż sprawianie kłopotów, o czym będzie w następnym rozdziale.

Cóż zatem robić? Czy mamy przestać kochać nasze dzieci? Czy w ogóle da się coś zrobić? Oczywiście, że się da! Ale to będzie wymagało zmiany, a nikt nie lubi zmian! Co zatem? Musimy zacząć kochać nasze dzieci inaczej, trochę mądrzej niż do tej pory (a przy okazji wygodniej dla nas!).

Przełącznik motywacji

Jeśli problem polega na tym, że dziecko nie ma interesu w tym, żeby robić coś, czego od niego oczekujemy, trzeba mu pozwolić odczuć konsekwencje niezrobienia tego „czegoś”. Dodajmy, konsekwencje nieprzyjemne… Taką strategię będziemy nazywali przełącznikiem motywacji.
Na przykład jeśli dziecko, choć jest wzywane, nie przyjdzie na czas do stołu (bo właśnie buduje wieżę z klocków i nie ma czasu), to nie zje przygotowanego posiłku (Nie można jeść zimnego, a ty już nie masz czasu na odgrzewanie), a następny będzie za 4 (cztery) godziny. Że będzie głodne? Że to straszne? No właśnie o to chodzi, żeby zrozumiało, że jak nie przyjdzie na czas, to będzie głodne1. Innymi słowy, to jest sprawa dziecka, jego własny interes. Potraktujmy porę posiłku zupełnie tak samo jak pociąg, który za chwilę odjedzie. Jeśli się spóźnisz, musisz poczekać na następny.
Podsumowując: Podajemy komunikat jeden raz i jeśli dziecko na niego nie odpowie pozytywnie, powtarzamy go ponownie, oznajmiając, jakie konsekwencje wynikną dla dziecka, jeśli nie zareaguje (powinniśmy upewnić się, że dziecko usłyszało i zrozumiało co do niego mówimy). Można wyrazić swoją dobrze rozumianą obojętność wobec sprawy: Zamierzam czytać gazetę i uniemożliwi mi to podanie posiłku w późniejszej porze. Twoja sprawa czy zjesz, czy nie. I najważniejsze: Trzeba być konsekwentnym – nie spanikować na widok dziecka słaniającego się z głodu na naszych oczach. Owszem może się napić, ale tylko wody (a nie soku).

Monika: Abyśmy się dobrze zrozumieli – magiczne sformułowanie „to twoja sprawa”, które jeszcze kilkakrotnie powróci w tym rozdziale, nie oznacza zimnej obojętności rodzica wobec faktu, czy dziecko będzie głodne, czy najedzone. Rodzic nie przestaje kochać i obserwować dziecka, staje jednak z boku, aby pozwolić mu odczuć konsekwencje jego działań i wyborów, zawsze jednak będąc gotowym do tego, by zainterweniować, gdyby zaszła obawa zagrożenia zdrowia lub życia dziecka. A jeśli chodzi o sprawy typu „zapnij pasy w samochodzie” – zapinamy i już, nawet jeśli dziecko protestuje!

Marcin: Pamiętam, jak kiedyś pierwszy raz (i ostatni) dzieci nie chciały zjeść kanapek, które im przygotowałem. Zaczęły zrzędzić, że „nie takie”, że „nie teraz” i że w ogóle nie będą jeść. Pomyślałem sobie wtedy, że w sumie to nawet dobrze, bo to zawsze parę złotych do przodu i kanapki wylądowały na kredensie na tyle wysoko, żeby nie można było ich dosięgnąć i na tyle nisko, aby można je było widzieć. Poinformowałem dzieci, że idę sobie czytać książkę i że trudno, „to ich sprawa”, ale będę bardzo zajęty, a następny posiłek będzie za parę godzin. Magiczne słowa: „Wasza sprawa, że teraz nie jecie”. No bo przecież tak naprawdę to była ich sprawa, przecież to ich brzuchy, a nie mój… Po chwili dobrej zabawy dzieci poczuły, że są głodne (myślę, że tak naprawdę były głodne już wcześniej, ale nie miały czasu zjeść, bo się bawiły) i przyszła delegacja z prośbą o wydanie kanapek, a ja ze smutkiem stwierdziłem, że nie mam czasu i że „tak jak wcześniej powiedziałem, następny posiłek będzie za parę godzin”. Gdybyście tylko mogli poczuć zapach tych kanapek. Ach, jak one pachniały. Ich zapach był wszędzie: w klockach, w łazience, w pokoju, nawet telewizor nimi pachniał. Był to pierwszy i ostatni raz, kiedy dzieci powiedziały mi, że nie będą jeść.

Jeszcze się wahacie? Zapewniamy was, że to, co proponujemy, jest dużo prostsze, niż to, co robiliście do tej pory. I co najważniejsze, wynika z miłości do dzieci! Przełącznik motywacji sprawia, że dziecko może odczuć negatywne konsekwencje wynikające z faktu niezrobienia czegoś – pozwalamy mu odczuć na własnej skórze, co się stanie, gdy czegoś nie zrobi (nie zje, nie sprzątnie, nie nauczy się, nie spakuje się, nie ubierze się, nie będzie na czas, nie, nie, nie…).

Wymienimy teraz ważne cechy skutecznego przełącznika motywacji:

  1. Konsekwencje dla dziecka muszą być powiązane przyczynowo-skutkowo z niezrobieniem czegoś.
    TAK: Jeśli nie pozbierasz kredek do czasu dobranocki, będzie mi przykro, ale będziesz musiał zbierać je w czasie jej trwania. To twoja sprawa, czy zdążysz na bajkę, czy nie.
    NIE: Jeśli nie pozbierasz kredek, to nie pójdziemy do kina (bo pójście do kina nie ma logicznego związku ze zbieraniem kredek).
  2. Konsekwencje muszą być szybko odczuwalne (powiązanie czasowe).
    TAK: To twoja sprawa, czy się teraz uczysz, czy nie. Mnie interesują twoje wyniki w nauce, a nie to, kiedy się uczysz. Pamiętaj jednak, że codziennie masz mnie informować o ocenach, każda jedynka musi być poprawiona w ciągu najbliższych dwóch dni i dlatego do kiedy jej nie poprawisz, nie możesz tracić czasu na wychodzenie na dwór, do klubu czy na oglądanie telewizji.
    NIE: Jak się dowiem na wywiadówce o złych ocenach, to… (bo nie będzie szybkich konsekwencji dla dziecka na zasadzie dziś jedynka, dziś konsekwencja).
  3. Konsekwencje muszą być odpowiednio przykre dla dziecka.
    TAK: Przykro mi, ale ponieważ się guzdrzesz, nie podwiozę cię do szkoły, tylko pojedziesz sam tramwajem i spóźnisz się na lekcje. Pa, pa, wychodzę, zamknij dom (w przypadku dziecka, które jest ambitne i zależy mu na frekwencji).
    NIE: Przykro mi, ale ponieważ się guzdrzesz, nie podwiozę cię do szkoły, tylko pojedziesz sam tramwajem i spóźnisz się na lekcje. Pa, pa, wychodzę, zamknij dom (w przypadku dziecka, któremu właśnie chodzi o to, aby nie być na pierwszej lekcji i które uwielbia jazdę tramwajem).

Trochę przykładów

Trzy obszary, w których rodzice krążą najczęściej po orbicie dziecka to:

  1. samodzielne spanie.
  2. jedzenie.
  3. nauka.

Na początku było spanie…

Ustalmy fakty:

  1. Małe dziecko chce mieć mamę przy sobie, choćby z tego powodu, że warto mieć pod ręką zawsze świeże i odpowiednio podgrzane mleko oraz coś ciepłego, do czego można się przytulić. Poza tym mama to mama!
  2. Dziecko dobrowolnie nie zrezygnuje ze swych przywilejów.
  3. Mama chciałaby normalnie żyć (np. wysypiać się, być z mężem w łóżku, móc zostawiać dziecko pod czyjąś opieką na noc).
    Monika: Co do tego męża w łóżku, to zdarza się niekiedy, że matka ucieka przed współżyciem „do dziecka”. Mamom samotnie wychowującym dzieci bywa raźniej, kiedy mają dziecko obok siebie w pościeli i tak naprawdę to nie dziecko, lecz one same potrzebują nocnej bliskości drugiego człowieka.
  4. Istnieje w związku z tym konflikt interesów pomiędzy matką a dzieckiem.
  5. Gdy mama postawi granicę, dziecku się to nie spodoba i najprawdopodobniej wyrazi swoje niezadowolenie.
Czytaj też  Kary - konieczny element wychowania?

Mama powinna więc jak najszybciej przenieść łóżeczko do dziecięcego pokoju i nie używać swojej piersi jako smoczka. Gdy nakarmi dziecko, powinna je położyć, a sama wrócić spać do męża. Dziecko nie zorientuje się nawet, że może być inaczej, jeśli odkąd pamięta, zawsze zasypiało po kąpieli:

  • samodzielnie,
  • w swoim łóżku,
  • w swoim pokoju,
  • przy przygaszonym świetle.

Marcin: Wszystkie nasze dzieci znalazły się w drugim pokoju, gdy miały trzy miesiące, co oczywiście niosło ze sobą trud dla Moniki, bo musiała wstawać do dziecka, aby je nakarmić piersią. Ten trud mamy jednak opłacał się, ponieważ nasze dzieci znacznie wcześniej zaczęły przesypiać całą noc. Kobieta nie przegapi istotnego płaczu swego dziecka, ale gdy niemowlak śpi w osobnym pokoju, może nie reagować na „kwęknięcia”, które nie mają znaczenia. Dodajmy w tym miejscu, że zdolność usłyszenia płaczu dziecka w nocy jest zjawiskiem spotykanym wyłącznie w świecie kobiet. Mężczyźni są przez Boga obdarzeni w tym względzie cudownym darem głuchoty.

Regularność życia ułatwia samodzielne zasypianie. Gdy dziecko jest starsze, stały rytm: „sprzątanie, kolacja, mycie, modlitwa, bajka i spać” staje się nawykiem. Warto dziecku przy łóżku poczytać, ale raczej nie należy wchodzić w rolę pluszaka – przytulanki, przy której dziecko zasypia. Kiedy skończymy bajkę, dajemy buziaka, gasimy światło (można zostawić małą, kilkucentymetrową szparkę w drzwiach lub minilampkę w kontakcie ) i wychodzimy, zanim dziecko zaśnie. Nie kładziemy się obok dziecka w jego łóżku i nie czekamy przy nim, aż uśnie.
Zdarza się, że dziecko (gdy pokona barierę szczebelków w łóżeczku) zaczyna wędrować nocą i chce za wszelką cenę „wylądować” u rodziców w łóżku. Jeśli tak się zdarzy, trzeba wstać i odprowadzić je do jego łóżka. Nie należy z dzieckiem w nocy prowadzić dyskusji, a już na pewno nie stawiać pytań w rodzaju: „Dlaczego przyszedłeś, czy wystraszyłeś się czegoś, śniło ci się coś?” Odprowadzając je do własnego łóżka, warto powiedzieć: „Ty masz swoje łóżko, a my swoje, nie przychodź do nas w nocy”.

Marcin: Panowie! To jest nasze zadanie – oczywiście my nie usłyszymy, że dziecko przyszło w nocy do naszego łóżka, ale nasze żony pomogą nam nie przegapić tego faktu!

Rzadko kiedy takie „wędrowanie” zdarzać się będzie dłużej niż parę dni pod rząd, jeśli konsekwentnie będziemy się trzymać przedstawionych zasad. Lepiej nie ulegać zmęczeniu i nie zgadzać się na to, że rano budzimy się we troje, bo wtedy nocne podróże do rodziców niechybnie staną się nawykiem dziecka. Wspólne brykanie w łóżku, gdy dzieci przychodzą rano, to zupełnie co innego!

Jeśli od samego początku postępujemy konsekwentnie, dziecko bardzo szybko nauczy się samodzielnie zasypiać i przesypiać całą noc. Można będzie je zostawić pod opieką innych osób i nie sprawi nikomu problemu. Jeśli jednak rodzice dali się złapać maluchowi, będą musieli przerobić zaległą lekcję. Jedno jest pewne: dziecko nie odda pola bez walki. Zrobi wszystko, aby pozostało tak, jak jest, użyje wszystkich sposobów, aby przekonać rodzica, że nie może samodzielnie zasnąć. Łagodność i stanowczość – oto co jest wtedy potrzebne. Czasem trzeba się uciec do forteli, zadziałać sposobem – nierzadko nie obędzie się bez płaczu, ale przecież chodzi o rzeczywiste dobro dziecka, o jego dojrzałość i o mądrą miłość.

Niejadki (made by women)

Ustalmy fakty:

  1. Instynkt zaspokajania głodu to jeden z najpotężniejszych instynktów występujących w świecie przyrody.
  2. Jeszcze nie widziano, by ktoś, kto pada z głodu, nie miał czasu się najeść (pomijając zagadnienie zaburzeń odżywiania typu anoreksja).
  3. Jest się głodnym, gdy odczuwa się głód.

Głód to niepokojące uczucie, wynikające z faktu, że poziom glukozy spada poniżej określonego poziomu – uczucie niektórym dzieciom (a czasem i dorosłym) całkowicie nieznane.

  1. Należy jeść dlatego, że jest się głodnym, i jeść wtedy, gdy się jest głodnym (a nie dlatego, że wypadła pora obiadu).
    Na przykład nie należy jeść tylko dlatego, że babcia, która pamięta komunę i puste półki w sklepach, wpada w panikę, gdy wnuczek nie zje szyneczki. Panika babci to jeszcze za mało, aby jeść. Podobnie nie powinno się jeść, dlatego że babci będzie smutno, jak wnusio nie zje, albo że babcia się ucieszy, gdy wnusio zje, że „za dziadziusia”, że „jak nie zjesz, to nie obejrzysz bajki”, że „jak zjesz, to babcia da ci niespodziankę” itd.
  2. Dziecko nie je, bo mu się nie pozwala odczuć głodu.
  3. Należy jeść tyle, ile ma się ochotę.
    A nie tyle, aby babcia była zadowolona, bo gdyby się jadło tyle, ile babcia by chciała, w końcu przestałoby się ją odwiedzać z tego prostego powodu, że nie przeszłoby się przez drzwi jej mieszkania…

No i przyznajmy uczciwie, że niektórzy dorośli i dzieci powinni jeść mniej, niż mają ochotę. Otyłość dzieci staje się kolejną zmorą.

  1. Należy jeść, co podają.
  2. Dziecko potrafi do pewnego stopnia (do jakiego? – granicę wyznacza głód!) zwracać na siebie uwagę rodziców przez niejedzenie (tak jak przez każdą inną dysfunkcję).
  3. Ludzkość zmaga się z problemem otyłości (lepiej, zdrowiej, ładniej być chudym niż grubym, lepiej być za chudym niż za grubym). W krajach dotkniętych klęską głodu problem niejadków praktycznie nie występuje.
  4. Lepiej, zdrowiej i taniej mieć dziecko niejadka (jeśli rośnie prawidłowo i ma wyniki krwi w normie) niż obżartucha.

Monika: Warto tutaj dodać, że tak zwane niejadki są generalnie „wyprodukowane” przez ich matki, ciocie i babcie. Dla mężczyzny temat jedzenia jest znacznie prostszy – po prostu o nim nie myśli, dopóki sam nie jest głodny. W większości przypadków mężczyzna zje to, co jest, a jeśli dziecko jest pozostawione pod opieką ojca i chce przeżyć, musi mu powiedzieć, że jest głodne. Mężczyzna sam z siebie może tę kwestię przeoczyć. W związku z tym głodne dzieci zjadają posiłek przy ojcu z apetytem.
Niektóre matki utrzymują, że ich dziecko nie odczuwa głodu i zwyczajnie by umarło, gdyby się go nie zmusiło do jedzenia. Jednak gdy się dokładnie dopytamy, czy na pewno dziecko nic nie jadło, to okaże się, że oprócz bananka i jogurcika nic nie jadło, a czasem rzeczywiście nic nie jadło, ale piło (soczek, nie wodę). Robimy badania laboratoryjne, dziecko jest zdrowe jak rydz. Kiedy mówimy rodzicom, że w takim razie niech niejadek nic nie je (nawet dwa dni, a tylko pije wodę, dopóki nie zgłodnieje i sam nie poprosi), to najczęściej ojciec nie może się powstrzymać, aby nie spojrzeć tryumfująco na żonę, z miną w stylu: „A nie mówiłem!”. Matka zaś patrzy na nas jak na potencjalnych morderców jej dziecka, czasem nic nie powie, czasem dla świętego spokoju się zgodzi na ten eksperyment, ale nigdy go nie wykona i już szuka w myśli kolejnych terapeutów, bo z „tymi Gajdami” to ona nie chce mieć już więcej do czynienia.

Stawiamy zatem ryzykowną tezę: gdy dziecko jest głodne, to zawoła – noworodek i niemowlę zapłacze, a starsze powie. Stanie się tak niechybnie, jeśli tylko pozwolimy dziecku zgłodnieć (poczuć egzotyczne dla niektórych uczucie głodu). Nie należy biegać za dzieckiem, aby zjadło, nie wolno karmić w trakcie zabawy lub bajki, nie należy urządzać przedstawień w rodzaju „leci, leci samolocik…”. Jeśli chcemy, aby dziecko jadło w określonym czasie i to, co ugotujemy , nie podajemy mu nic między posiłkami i pozwalamy mu nie zjeść nic (o zgrozo!) lub zjeść tyle, ile chce. Niech sobie samo nałoży! Czemu nie? Albo niech powie, ile mu nałożyć! Zadbajmy o to, by jedzenie było pełnowartościowe.
Dziecko może zjeść deser, jeśli zje odpowiednią ilość pełnowartościowego jedzenia. Ważne, żeby nie jadło po to, aby zjeść deser. Jeśli nie chce jeść (bo nie jest głodne, bo „to niedobre”) wyrażamy swoją obojętność wobec tego faktu („twoja sprawa”), zapowiadając, że następny posiłek będzie za X godzin i że w międzyczasie nie dostanie nic poza wodą. Bądźmy konsekwentni. Jeśli chcemy, aby dzieci jadły wszystko to, co sami jemy, postępujemy identycznie z tą tylko różnicą, że na kolejny posiłek czeka dziecko to, czego nie chciało zjeść poprzednio, pod warunkiem, że my sami byśmy to zjedli. Wiemy, wiemy, to okropne, ale dzięki temu wasze dziecko będzie jadło wszystko, a nie tylko pierogi, chleb z szyneczką i rosół (jak to się zdarzyło w pewnej rodzinie) lub wyłącznie pizzę i grzanki (jak to się zdarzyło w innej). Trzeba jednak uczciwie zaznaczyć, że dzieci dorastają do niektórych smaków i potraw i nie będą jadły, a nawet nie powinny jeść tego, co lubią ich rodzice – trzeba zachować zdrowy rozsądek.

Czytaj też  Trampolina – kaprys czy rozwijająca zabawa?

Czego Jaś się nie nauczy…

Ustalmy fakty:

  1. Dziecko uczy się dla siebie, tak naprawdę tylko ono ma interes w tym, aby się uczyć i to ono poniesie konsekwencje tego, czy się uczyło i jak się uczyło.
  2. Na początku nauki dziecko nie ma wyrobionej w pełni świadomości, że uczy się dla siebie (trochę może uczy się dla siebie, trochę jednak dla pani nauczycielki, trochę dla mamy i taty, a trochę dla komputera i w ogóle świętego spokoju).
  3. Rodzic sprawdzający pierwszaka, czy i jak odrobił lekcje, oraz pomagający mu się spakować do szkoły to widok budujący.
  4. Rodzic sprawdzający maturzystę, czy i jak odrobił lekcje, i pomagający mu się spakować to widok osłabiający.
  5. A więc musi się pojawić moment, w którym przestaniemy dziecko kontrolować na poziomie wykonywania obowiązków szkolnych w domu (a będą nas interesowały wyłącznie jego wyniki).
  6. Chodzi o to, aby dziecko jak najszybciej było samo zmotywowane do tego, by się uczyć, aby uczyło się przede wszystkim dla siebie.

Idealna sytuacja: dziecko uczy się samo, nie wymaga kontroli, od czasu do czasu musimy mu zwrócić uwagę, że nie powinno się przemęczać… Jak to osiągnąć? Odpowiednio wcześnie zastosować przełącznik motywacji.

Jak zawsze przy zastosowaniu przełącznika dziecko musi odczuć negatywne konsekwencje tego, że czegoś nie zrobiło (w tym przypadku nie nauczyło się, nie odrobiło lekcji, o czymś zapomniało, nie spakowało się itd). Oznacza to po pierwsze, że trzeba w jakimś momencie pozwolić dziecku czegoś się nie nauczyć, nie odrobić lekcji i o czymś zapomnieć, czego następstwem musi być pierwsza jedynka lub uwaga i dopiero na to reagujemy konsekwencjami. Uwaga! Nie zachęcamy was do tego, aby przestać kontrolować dziecko – kontrola jest naszym obowiązkiem, póki je wychowujemy i płacimy za jego edukację. Namawiamy was, aby jak najszybciej przenieść kontrolę z poziomu uczenia się i przygotowania w domu (Czemu się nie uczysz? Co masz na jutro zadane? Pokaż zadanie domowe! Spakowałeś się?) na poziom wyników w nauce (Jakie dostałeś dziś oceny?).
Po drugie trzeba koniecznie powiązać konsekwencje ewentualnych złych wyników w nauce z żywotnym interesem dziecka (konsekwencje muszą być określone i ograniczone w czasie do momentu, gdy dziecko nie poprawi negatywnej oceny). Nie karzemy za złe wyniki w nauce, lecz po prostu pozwalamy odczuć, co się dzieje, gdy się nie wykona jakiejś pracy. Bez pracy nie ma kołaczy. Jeśli się nie wykonało obowiązków, nie można korzystać z przyjemności i trzeba nadrobić to, czego się wcześniej nie zrobiło:

KTO JEDYNEK NAZBIERA,
TEN NIE MA KOMPUTERA.
KTO W SZKOLE NIE MA ŁADU,
NIE GADA NA GADU-GADU.
KTO NAUKI ZGUBIŁ SENS,
NIE OGLĄDA „YOU CAN DANCE”.
KTO MA ZALEGŁOŚCI,
NIE KORZYSTA Z PRZYJEMNOŚCI.
POTRZEBA CZASU I WENY,
ABY POPRAWIĆ OCENY!
Jak wygląda w praktyce użycie przełącznika motywacji w przypadku nauki?
Przeprowadzamy mniej więcej taką rozmowę:
Drogi Jasiu, widzimy, jak stajesz się coraz starszy i jesteśmy dumni z ciebie. W związku z tym uznaliśmy, że jesteś już na tyle duży, abyś sam pilnował swoich obowiązków. Nie będziemy ci przypominać, że masz się uczyć, ani cię sprawdzać, czy odrobiłeś lekcje i czy się spakowałeś. To jest twoja sprawa, jak gospodarujesz swoim czasem.
Nie oznacza to jednak, że przestajemy się tobą interesować. Nadal będziemy cię sprawdzać, interesują nas twoje oceny i o nie będziemy cię pytać. Jeśli dostaniesz według nas za słabą ocenę (tu określamy dokładnie, jaka ocena, z jakiego przedmiotu jest według nas „za słaba”), będziesz musiał ją poprawić – będziesz musiał wygospodarować na to dodatkowy czas.
Pamiętaj, że tak naprawdę to twoja rzecz, czy się uczysz, czy nie – od tego zależy twoja przyszłość, nie nasza, choć oczywiście nie jest nam obojętne, czy będziesz dobrze wykształcony i czy będziesz miał kiedyś dobrą pracę. Każdy twój sukces bardzo nas cieszy!

Jak widać podkreślamy nasze zaufanie do dziecka i jego dojrzałość. Zmienia się sytuacja, przestajemy sprawdzać naukę w domu, a zaczynamy kontrolować oceny. Musimy być zatem na bieżąco z dziennikiem, w dobrym kontakcie ze szkołą, ponieważ przełącznik jest skuteczny tylko wtedy, gdy konsekwencje następują szybko po wydarzeniu. Może się zdarzyć, że dziecko załapie nowy system od razu, częściej jednak będzie się musiało nauczyć samokontrolowania, czyli funkcjonowania bez „pamięci zewnętrznej” w postaci rodzica. Najprawdopodobniej nie obędzie się bez kilku wpadek, a wyniki w nauce chwilowo się pogorszą. Trzeba wtedy zachować zimną krew i pokonać pokusę, by funkcjonować po staremu. Należy być bardzo konsekwentnym: Jasiu, jest mi przykro, że nie możesz z nami oglądać tego filmu, ale ta jedynka jeszcze nie została poprawiona. Kolega cię zaprasza? Szkoda, że nie możesz pójść. Jak tylko nadrobisz zaległe zadanie domowe, odwiedzisz kolegę.

Gdy wprowadzamy przełącznik, warto nawiązać kontakt z nauczycielami i poinformować ich o tym. Możliwy jest bowiem chwilowy spadek formy ucznia, jednak nie wynika on z tego, że przestaliśmy się interesować dzieckiem, ale z faktu, że dziecko uczy się samo pilnować swoich obowiązków.
Jeśli macie obawy, że to nie wyjdzie, i wątpliwości, czy warto, rozejrzyjcie się wokół i poszukajcie jakichś rodziców nastoletnich dzieci, którzy nie wiedzą już co zrobić, aby zagonić swoje dzieci do nauki. Zabrali już komputer, odcięli internet, obcięli kieszonkowe, wyłączyli komórkę, a dziecko nadal się nie uczy. Tak będziecie funkcjonować za parę lat, jeśli na poziomie szkoły podstawowej nie zastosujecie przełącznika. Według nas dziecko w czwartej, piątej klasie szkoły podstawowej powinno już samodzielnie pilnować swoich obowiązków i gospodarować swoim czasem. Co, przegapiliście ten moment? Trudno, trzeba więc teraz zastosować przełącznik. Im później, tym trudniej…
Chcemy także zwrócić uwagę na fakt, że dziecko może potrzebować waszej pomocy w nauce, bo ma obiektywne trudności (na przykład związane ze zdiagnozowaną dysleksją lub jakimś innym „dys-”). W takiej sytuacji również można i trzeba zastosować przełącznik. Jeśli na przykład dziecko nie jest w stanie samo sprawdzić ortografii, to jego obowiązkiem jest poprosić was o sprawdzenie pracy w domu. Jeśli tego nie zrobi, ponosi konsekwencje. Jeśli dziecko nie jest w stanie czegoś się nauczyć samodzielnie (wymaga sprawdzenia), to jego obowiązkiem jest poprosić was o przepytanie. Może się zdarzyć, że dziecko opanowało określony materiał, a w szkole wszystko mu „uciekło”. Jeśli w domu poprosiło, aby je przepytać, to nawet gdy dostanie jedynkę, nie powinno ponieść żadnych konsekwencji. Jak widać, w każdym z tych przykładów, to dziecko, a nie rodzic, ma pamiętać o swoich obowiązkach.
Dzieci potrafią „wciągać” rodziców do nauki, aby w ten sposób się popieścić i mieć tatę lub mamę tylko dla siebie – wszak konkurencja w postaci brata lub siostry nie śpi… Wtedy trzeba zwrócić uwagę na to, czy naprawdę nie potrafi wykonać swej pracy samodzielnie, czy też chce tylko, aby przy nim być, kiedy odrabia lekcje. Gdyby chodziło tylko o to drugie, nie należy dać się wciągnąć w taką grę: Kiedy zrobisz to zadanie, zawołaj mnie, nie mam czasu siedzieć przy tobie, bo muszę obejrzeć dwumilionowy odcinek „Mody na sukces”. A gdy zaprotestuje, trzeba wyrazić obojętność: No trudno, jeśli nie zrobisz tego sam, dostaniesz jedynkę.

Monika: Zdarzyło nam się kiedyś pomagać rodzicom nastolatka, który wypominał z krzykiem rodzicom, że nie chcą z nim pisać wypracowania z języka polskiego. Wygrażał, że sam nic nie napisze, a jego mama przerażona faktem, że syn dostanie jedynkę, w końcu siadała i pisali „razem” opowiadanie. Ach te mamy…

Jeśli nie wystąpimy z Klubu „Orbita”, to będziemy krążyć wokół dziecka i to nam (a nie jemu) będzie zależało, aby zjadło, aby samodzielnie zasypiało, aby sprzątało, myło zęby i najważniejsze – aby się uczyło.

ABY NIE TRACIŁY DUCHA!

No to kończymy pierwszy rozdział. Czy stosowanie przełącznika motywacji zaowocuje w przyszłości? Jaki jest związek pomiędzy umiejętnością kładzenia dziecka spać, a domową katechezą?
Zastanówmy się wspólnie… Jeśli rodzice przez kilkanaście lat „krążą” wokół swego dziecka, można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że podobny wzorzec postępowania zastosują w kwestiach wiary (chodzenia do kościoła, modlitwy, przyjmowania sakramentów itp.), a więc po staremu będą prosić, sprawdzać, może nawet grozić. Nastolatek zaś będzie miał całkiem niezły argument przetargowy wobec swoich rodziców: „Jeśli będziecie grzeczni, to będę chodził na religię i przystąpię do bierzmowania”.
Jeżeli rodzice nie zrozumieją, że wychowanie polega między innymi na tym, aby pozwalać dziecku ponosić konsekwencje swoich wyborów, to i w kwestii wiary „wylecą na orbitę” dziecka. Oczywiście nie jest nam obojętne, czy dzieci wybiorą Jezusa. Nie ma dnia, abyśmy się o to nie modlili, ale to jest ostatecznie ich sprawa, ich życie i to oni poniosą konsekwencje swoich wyborów. Nie możemy (i nie chcemy!) przeżyć życia za nich. Gdy nie krążymy wokół naszych dzieci, pozwalamy im szybciej dojrzewać i odpowiedzialnie żyć.

Czytaj też  Tytuł z linkiem newsa

Zobaczmy, że i Jezus ma podobną pedagogię wobec człowieka. Posłuchajmy…

Powiedział też: „Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: «Ojcze, daj mi część majątku, która mi przypada». Wtedy on rozdzielił między nich majątek. Niedługo potem młodszy syn zabrał wszystko i wyjechał do dalekiego kraju. Tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. Kiedy wszystko wydał, nastał w tym kraju wielki głód i również on zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł więc i zatrudnił się u jednego z mieszkańców tego kraju, a on posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął najeść się strąkami, którymi karmiły się świnie, ale i tego nikt mu nie dawał. Zastanowił się nad sobą i stwierdził: «Tylu najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja ginę tu z głodu. Wstanę i pójdę do mojego ojca i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko niebu i względem ciebie. Już nie jestem godny nazywać się twoim synem. Uczyń mnie choćby jednym z twoich najemników».
Wstał więc i poszedł do swojego ojca. A kiedy jeszcze był daleko, zobaczył go ojciec i ulitował się. Pobiegł, rzucił mu się na szyję i ucałował go. Syn mu powiedział: «Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko niebu i względem ciebie. Już nie jestem godny nazywać się twoim synem». Wtedy ojciec powiedział do swoich sług: «Szybko przynieście najlepszą szatę i ubierzcie go. Włóżcie mu pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie tłuste cielę i zabijcie je. Będziemy jeść i bawić się, bo ten mój syn był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się». I zaczęli się bawić.
Tymczasem jego starszy syn był na polu. Gdy wracał i był już blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co się wydarzyło. On mu odpowiedział: «Twój brat wrócił i ojciec zabił tłuste cielę, bo odzyskał go zdrowego». Wtedy rozgniewał się i nie chciał wejść. Wyszedł więc ojciec i zachęcał go do wejścia. Lecz on powiedział do ojca: «Tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twego polecenia, ale ty nigdy nie dałeś mi nawet koźlęcia, abym się mógł zabawić z przyjaciółmi. A gdy wrócił ten twój syn, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, zabiłeś dla niego tłuste cielę». On mu odpowiedział: «Dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, należy do ciebie. Przecież trzeba się bawić i radować, bo ten twój brat był umarły, a ożył, zaginął, a odnalazł się»”. (Łk 15 11-32)

Można powiedzieć, że Bóg niejako ograniczył swoją wszechmoc ze względu na wolność człowieka. Bóg nie wkracza w nasze życie na siłę, wbrew naszej woli. Nie szantażuje nas swoim smutkiem czy cierpieniem. Nie prosi, nie błaga, abyśmy za nim poszli. Owszem, objawia szczęście, jakie nas czeka, gdy będziemy z Nim w komunii, jednak nie zmusza nas do niczego. Ukazuje wymagania, jakie stawia Jego miłość, oraz przestrzega przed konsekwencjami, jakie poniesiemy, oddalając się od Niego, ale pozostawia nam wolność.
Cóż by to była za miłość, gdybyśmy musieli kochać Boga? W przypowieści, którą przytoczyliśmy, ojciec nie błaga dziecka, aby z nim zostało, nie rozrywa szat, nie kładzie się na drodze, nie szantażuje syna wydziedziczeniem. Ojciec kocha syna, ale pozwala mu odejść i w ten sposób daje mu odczuć konsekwencje jego wyborów. Jeśli kogoś nie przekonuje niebo, czasem musi doświadczyć piekła, aby zrozumieć, czym jest życie poza Bogiem. Syn nie wraca do Ojca z miłości, wraca, bo umiera z głodu. Nie wiemy, czy w jego sercu ostatecznie zwycięży miłość.
Warto zwrócić uwagę, że tak naprawdę w Ewangelii nie następuje radosny HAPPY END – przypowieść jest niedokończona. To niezwykle istotne, bo Jezus podał nam ją właśnie w taki sposób, z pewnym niedopowiedzeniem. Miłość ojca jest tak skandaliczna, że nieświadomie chcemy ją jakby usprawiedliwić, dorabiając pozytywne zakończenie (synowie zaczynają rozumieć swoje błędy i odpowiadają miłością na miłość ojca). Tak naprawdę nie ma pewności, że młodszy syn pozostanie w domu ojca na stałe. Kto wie, czy znów nie odejdzie, napełniwszy swój brzuch?
W przypowieści ojciec zezwala na „skandal wolności” swych synów. Swoją śmiercią na krzyżu Jezus zapłacił zbyt wysoką cenę za naszą wolność, byśmy teraz pozbawiali jej nasze dzieci. Ojciec pozwala synowi odczuć konsekwencje jego własnych czynów i wyborów.

PODSUMOWANIE

Dojrzała miłość stawia wymagania i pozwala odczuć konsekwencje zrobienia lub niezrobienia czegoś. Im wcześniej wystąpimy z Klubu „Orbita”, tym lepiej dla nas i dla dziecka.

  • Kiedy istnieje ryzyko krążenia po orbicie dziecka?
    Wtedy, gdy dziecko nie robi tego, czego sobie byśmy życzyli.
  • Na czym to polega?
    Na przejmowaniu kontroli i odpowiedzialności za czynności i obowiązki dziecka.
  • Skąd się to bierze?
    • Generalnie z miłości, ale nie do końca prawidłowo ukierunkowanej: kochający rodzice chcą ustrzec swoje dzieci przed przykrymi konsekwencjami niezrobienia czegoś („żeby nie było głodne”).
    • Dziecko nie widzi swojej subiektywnej korzyści w tym, czego oczekuje od niego rodzic.
  • Konsekwencje krążenia po orbicie dziecka
    • Rodzic staje się coraz bardziej sfrustrowany i zmęczony kontrolowaniem spraw, za które to nie on powinien być odpowiedzialny (zrzędzenie, niewyrabianie się ze wszystkim).
    • Dziecko nie dojrzewa i nie uczy się odpowiedzialności oraz ponoszenia konsekwencji swoich czynów.
    • Dziecko może nauczyć się zwracać na siebie uwagę przez nierobienie czegoś (być „trudnym dzieckiem” zaczyna się opłacać, gdyż zyskuje się zainteresowanie rodzica).
  • Rozwiązanie
    Zastosować przełącznik motywacji – powiązać konsekwencję niezrobienia czegoś z żywotnym interesem dziecka (dziecko musi mieć swój interes w zrobieniu czegoś).
  • Uwagi
    • Przełącznik musi być szybko odczuwalny jako bezpośrednia przykra konsekwencja niezrobienia czegoś, musi być możliwie adekwatny i ograniczony w czasie.
    • W pierwszym etapie po zastosowaniu przełącznika niemal zawsze musi nastąpić kryzys (np. bałagan, pogorszenie wyników w nauce, sterta naczyń w zlewie). Dziecko sprawdza rodzica i konsekwencje, potrzebuje czasu, aby dostosować się do nowych warunków.
    • Rodzic ma silną pokusę kontrolowania po staremu.
    • Jeśli przełącznik nie działa, trzeba przeanalizować, czy konsekwencje są rzeczywiście przykre dla dziecka oraz czy nie występują inne powody, dla których dziecko czegoś nie robi (np. nie potrafi, woła o akceptację).

ZADANIE DOMOWE

Zapraszamy was do pracy! Tylko decyzje zmieniają życie! Samo przeczytanie książki nie wystarczy, aby nastąpiła zmiana. W tym momencie czytelnicy podzielą się na dwie grupy: wykonujących i niewykonujących zadania domowe. Jeśli zdecydujecie się na pracę z książką, nie spieszcie się z jej czytaniem i zatrzymujcie się nad każdym rozdziałem na tyle długo, na ile to według was potrzebne (aż wprowadzicie zmiany, jakie chcecie osiągnąć). Jeśli zaś nie planujecie podjąć zadań domowych, spokojnie czytajcie książkę dalej, po prostu pomijając ten i kolejne rozdziały z zadaniami domowymi.

Kochani rodzice, którzy chcecie osiągnąć dobre zmiany we własnych postawach rodzicielskich, zapraszamy was do ćwiczeń i decyzji! Niech każde z was osobno odpowie pisemnie na poniższe pytania, a potem porównajcie odpowiedzi. Zapraszamy was następnie do dyskusji i podjęcia postanowień (i tak będzie po każdym rozdziale).

  1. Czy wasze dziecko robi niesamodzielnie coś, co już mogłoby robić bez pomocy? Czy musicie mu ciągle o czymś przypominać, wykonywać jakąś czynność z nim lub zamiast niego? W jakich sprawach krążycie po orbicie dziecka? Jakie emocje wam wtedy towarzyszą?
  2. Czy uwzględniając wiek dziecka, jego rozwój psychofizyczny, byłoby ono w stanie samodzielnie funkcjonować w tych dziedzinach, które wypisaliście?
  3. Jeśli tak, to jak mógłby wyglądać przełącznik motywacji do każdej z wypisanych przez was sytuacji?
  4. Przedyskutujcie ze sobą wasze wnioski i spostrzeżenia i jeśli okaże się, że trudnych obszarów jest więcej, wybierzcie dwa najważniejsze waszym zdaniem.
  5. Zastosujcie przełącznik:
    • Poinformujcie dziecko o zmianie, którą zamierzacie wprowadzić, pozytywnie podkreślając jego wiek i rozwój (Droga Kasiu, uznaliśmy, że jesteś wystarczająco duża, aby budzić się sama. W związku z tym od jutra będziesz sama nastawiać swój budzik i sama się budzić. Dwanaście lat to jest dobry moment na to, abyś zaczęła sama o to dbać).
    • Powiedzcie dziecku, jaka przykra konsekwencja je spotka, jeśli nie wykona określonej czynności (Jeśli nie wstaniesz sama i ponownie zaśniesz, nie będziemy cię budzić. My idziemy do pracy i zawalisz szkołę – jeśli Kasia lubi chodzić do szkoły).
    • Wyraźcie smutek z powodu konsekwencji, jakie spotkają dziecko, podkreślając jego odpowiedzialność (Będzie nam przykro, jeśli tak się stanie, ale to twoja szkoła, twoje sprawy. My mamy naszą pracę, ty masz swoją szkołę).
    • Bądźcie konsekwentni!
  6. Obserwujcie zmiany w funkcjonowaniu własnym oraz dziecka i codziennie wieczorem krótko omówcie między sobą skuteczność zastosowania przełącznika. Czy nie trzeba czegoś zmienić lub poprawić?
  7. Po czterech tygodniach od dziś (zaznaczcie datę w kalendarzu) zróbcie sobie krótkie spotkanie podsumowujące, czy został zrealizowany wasz plan? Jaki miał wpływ na funkcjonowanie waszego dziecka?

Rodzice w akcji. Jak przekazywać dzieciom wartości

Tekst pochodzi z książki “Rodzice w akcji. Jak przekazywać dzieciom wartości”, autorstwa Moniki i Marcina Gajdów.

Zobacz też