Są na świecie ludzie dobrzy, są nieco gorsi, a są też i tacy, którzy wstydu za grosz nie mają. Do takich właśnie trafiła Marynka-Kruszynka, biedna sierota. Wzięli ją do siebie, odkarmili i przy robocie głodem zamorzyli: ona tka, ona przędzie, ona sprząta i wszystkiego dogląda.
A miała jej gospodyni trzy córki: najstarszą zwali Jednooczką, bo miała jedno oko pośrodku; średnią Dwuoczką, bo miała dwoje oczu, a najmłodszą – Trójoczką, bo trojgiem oczu patrzyła.
Córki gospodyni nic nie robiły, u wrót siedziały i na drogę patrzyły, a Marynka-Kruszynka na nie pracowała: tkała, prała, wyszywała i dobrego słowa nie słyszała.
Bywało, że pójdzie Marynka na łąkę, obejmie łaciatą krówkę za szyję, przytuli się i użali na swą niedolę:
– Krasulko-matulko! Biją mnie i łają, płakać nie pozwalają i kromki chleba nie dają. Na jutro kazali mi naprząść pięć pudów przędzy, utkać z niej płótna, pobielić je i pozwijać w zwoje.
A krowa mówi ludzkim głosem:
– Dziewczątko, jasne słonko, wejdź w jedno moje ucho, wyjdź przez drugie, a wszystko będzie dobrze.
Zrobiła Marynka-Kruszynka, jak jej krowa poradziła: weszła do jednego ucha, wyszła drugim, patrzy – a płótno już utkane, pobielone i w zwoje pozwijane.
Odniosła Marynka płótno gospodyni. A ta chwilę popatrzyła, pomruczała i płótno do kufra wrzuciła, a sierocie jeszcze większą robotę zadała.
I znów przychodzi Marynka-Kruszynka do swej krowy-krasuli, pogładzi ją, obejmie, wejdzie do jednego ucha, wyjdzie drugim i gospodyni gotową robotę zanosi.
Przywołała gospodyni córkę swą Jednooczkę i mówi do niej:
– Idź córeńko, idź moja piękna, podejrzyj, kto Marynce-Kruszynce pomaga, kto przędzie i tka płótno i kto je zwija.
Poszła Jednooczka z Marynką w las, poszła na łąkę i zapomniała o przykazie matki. Na słońcu się wygrzewa, na trawie się wyleguje. A Marynka-Kruszynka nuci:
Jednooczko, Jednooczko!
Niechaj zaśnie twoje oczko!
I oko Jenooczki zasnęło. A kiedy Jednooczka spała, krowa płótno utkała i pobieliła, i w zwoje pozwijała.
Gospodyni nie dowiedziała się o niczym, wysłała więc średnią córkę mówiąc:
– Idź, córeńko, idź, moja śliczna, i zobacz, kto sierocie pomaga.
Poszła Dwuoczka z Marynką-Kruszynką i zapomniała o tym, co przykazała jej matka. Na słońcu się wygrzewa, na trawie się wyleguje… A Marynka-Kruszynka nuci:
Spójrz na słonko i obłoczki
I obydwa zamknij oczki!
Dwuoczka przymknęła oczy i zasnęła. A krowa płótno znowu utkała, pobieliła i pozwijała. Dwuoczka zaś ciągle spała.
Rozgniewała się gospodyni i na trzeci dzień wysłała trzecią córkę – Trójoczkę, a sierocie jeszcze większą robotę dała.
Trójoczka po łące pohasała, poskakała i znużona upałem legła na trawie. A Marynka-Kruszynka śpiewa:
Przymknij jedno, drugie oko,
Zaśnij, zaśnij już głęboko!
Ale o trzecim oku Marynka zapomniała. Dwoje oczu Trójoczki usnęło, a trzecie nie śpi i wszystko widzi: i jak Marynka wchodzi krowie do jednego ucha, a wychodzi przez drugie, i jak zbiera gotowe płótno.
Trójeczka wróciła do domu i matce o wszystkim powiedziała. Ucieszyła się gospodyni, przychodzi nazajutrz do męża i mówi:
– Zarżnij łaciatą krowę!
Zdziwił się mąż:
– Czyś ty, stara, rozum postradała? Krowa młoda, zdrowa!
– A ja ci mówię, zarżnij ją i to już!
Cóż było robić? Zaczął stary ostrzyć nóż. Zobaczyła to Marynka-Kruszynka, pobiegła na łąkę, łaciatą krowę obejmuje i mówi:
– Krasulko-matulko! Chcą cię zabić!
A krowa jej odpowiada:
– Dziewczątko, jasne słonko, kiedy mnie już zabiją, nie jedz mego mięsa; pozbieraj moje kosteczki, a zawiąż je w chustkę i złóż do ziemi w sadzie. Nigdy o mnie nie zapomnij, każdego ranka kości moje wodą polewaj.
Zarżnął ojciec krowę. A Marynka-Kruszynka uczyniła tak, jak mówiła jej krówka: głodem przymierała, ale jej mięsa nie tknęła, zakopała kości w sadzie i każdego ranka podlewała.
I wyrosła z nich cudowna jabłoń o srebrnych gałązkach, złotych liściach i dorodnych, soczystych owocach. Każdy, kto przejeżdżał obok – zatrzymuje się, każdy, kto przechodzi blisko – przypatruje się.
Nie minęło czasu ani mało, ani wiele, a Jednooczka, Dwuoczka i Trójoczka wybrały się na spacer po sadzie. Przejeżdżał akurat obok bogaty, urodziwy młodzian o jasnych kędziorach. Zobaczył cudowną jabłoń i rzekł do dziewcząt:
– Piękne dziewczęta, która z was pierwsza przyniesie mi jabłko z tej jabłoni, tę pojmę za żonę.
Rzuciły się wszystkie trzy siostry do jabłoni. Ale jabłka, po które starczyło wyciągnąć rękę – teraz uniosły się wysoko, wysoko ponad ich głowy. Próbują siostry strącić jabłka – liście im na oczy opadają, próbują zerwać – gałązki warkocze im rozplatają. Daremnie wspinały się, daremnie podskakiwały, ręce poraniły, a cudownego jabłka nie zdobyły.
Przychodzi Marynka-Kruszynka, a gałązki same się do niej naginają, jabłka się do niej same opuszczają. Poczęstowała Marynka młodzieńca i pojął ją młodzieniec za żonę. I odtąd w szczęściu mieszkała, a biedy nigdy nie zaznała.
Przeczytaj też inne bajki dla dzieci.