Akcje typu “Kocham, nie biję” niekiedy wzbudzają w rodzicach frustrację. Od pokoleń w ich rodzinach stosowane były “klapsy”, traktowane jako normalny element wychowania, a nie “przemoc” i nagle słyszy się, że kary cielesne są złe, wyrządzają dziecku krzywdę. Tacy rodzice, nawet jeśli chcieliby odkręcić błędne koło, nie wiedzą, czym zamienić znane sobie sposoby. Poniżej przedstawiamy kilka sprawdzonych przez rodziców metod – zarówno dla tych, którzy wyznając zasadę “partnerstwa” w ogóle nie chcą stosować kar, jak i dla tych, którym zależy na posłuszeństwie dziecka, jednak nie chcą w tym celu go bić.
Bezpieczeństwo
Najwięcej kontrowersji budzi namawianie przez psychologów do całkowitej rezygnacji z “klapsów” także gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo. Niegdyś każde dziecko było bite po rączkach, gdy wkładało palce do kontaktu, karało się “klapsami” niemowlęta, by nie wchodziły na schody podczas raczkowania, a starsze dzieci za to, że puściły rękę rodzica w pobliżu ulicy. “Wolę dać klapsa niż stracić dziecko” – to argument koronny bijących. I trudno się z tym nie zgodzić. Jednak są pewne sposoby na to, by dziecku uniemożliwić samounicestwienie, niekoniecznie przy okazji upokarzające. Pamiętajmy, że sam klaps nie sprawi, że maluch zrozumie grożące mu niebezpieczeństwo. Co robić? Wykorzystać swoją przewagę fizyczną w mądry sposób. W pobliżu ulicy, czy w zatłoczonym miejscu trzymać dziecko mocno za rękę, nawet jeśli próbuje się wyrwać lub po prostu włożyć dziecko do wózka i porządnie przypiąć pasami. Kupić specjalne zabezpieczenia na kontakty, bramki na schody, zdjąć długie obrusy, by maluch nie ściągnął na siebie kubka z gorącą kawą, pozamykać szafki na klucz lub z użyciem specjalnych zabezpieczeń. To nie są drogie rzeczy. A na pewno przyczynią się do wzrostu bezpieczeństwa i odbiorą okazję do wymierzenia dziecku niepotrzebnych “klapsów”.
Polecenia
Denerwujemy się, bo na naszą prośbę dziecko nie chce posprzątać klocków, umyć zębów, odnieść talerza po obiedzie. Mamy tutaj do wyboru w zasadzie dwie metody: bardziej i mniej represyjną. Najlepszym rozwiązaniem będzie spokojna rozmowa, dlaczego właściwie powinien wykonać daną czynność. Mój trzyletni synek ostatnio odmawiał właśnie mycia zębów. Ponieważ byłam krótko po nieprzyjemnej serii wizyt u dentysty, opowiedziałam mu o tym. O bólu zęba, który czułam, o tym, że nie mogłam jeść ulubionych rzeczy. Nie był to genialny sposób, bo syn zaczął odczuwać niechęć do dentysty, ale pewien efekt został osiągnięty – mały zęby myje. A więc tłumaczyć, mówiąc jednocześnie o swoich uczuciach. O tym, jacy jesteśmy zmęczeni i niezadowoleni, gdy widzimy bałagan, o dyskomforcie, jaki nas dotyka, gdy potykamy się o klocki. Być może nie poskutkuje natychmiast. Ale da dziecku do myślenia, a przecież głównie chodzi o to, by wychować człowieka myślącego. Drogą na skróty będzie umowa: nieposprzątane zabawki to ZAWSZE brak dobranocki. Bez złości, krzyków. Dziecko musi widzieć naszą konsekwencję i opanowanie.
Histerie, napady złości
Często dzieciom wymierza się “klapsa” w chwili napadu złości, podczas tzw. histerii. Zdarzają się one w rozmaitych sytuacjach, najczęściej dotyczą dzieci dwu-, trzyletnich. Chociaż miewa je właściwie każde dziecko, wciąż traktowane są przez wielu rodziców jako “rozwydrzenie”, przejaw “złej woli dziecka”, “brak wychowania”. A chodzi tylko o to, że maluch w tym wieku stara się poszerzyć swoją autonomię. Brak zgody otoczenia na jego niezależność budzi w dziecku złość, której nie potrafi wyrazić w inny sposób. Stąd “napady histerii”. Co robić? Przede wszystkim warto zapoznać się z teorią rozwoju dziecka i na spokojnie przyjąć do wiadomości, że przechodzi to każde dziecko. Przecież nie karze się malucha za to, że płacze podczas ząbkowania, a podobnie należałoby to traktować, z tym, że atak złości to przejaw bólu psychicznego, emocjonalnego. Dziecko chce nam w ten sposób coś powiedzieć – co? Że chce dłużej zostać na placu zabaw, że nie chce czerwonej bluzki tylko zieloną, że chciałby wejść do kałuży, czy nawet – aby kupić mu jakąś zabawkę.
Mądry rodzic, obserwując dziecko, szybko dostrzeże, w jakich sytuacjach maluch najbardziej się “awanturuje” i po prostu postara się ich unikać. Pomóżmy dziecku przejść ten trudny dla niego czas. Jeśli płacze na zakupach – może istnieje możliwość, by nie zabierać go tam ze sobą? Jeśli histeryzuje podczas ubierania – może uda się pozwolić mu na choćby częściowy wybór garderoby? Nie chce jeść warzyw? Trudno, z pomocą pediatry być może uda się na jakiś czas wybrać witaminowy preparat, by dziecku niczego nie brakowało w diecie? Nie chodzi o to, żeby na wszystko się zgadzać, bo przecież żądania dwulatka rzadko bywają racjonalne. Warto jednak spojrzeć na świat jego oczami, zrozumieć jego położenie. Tłumaczenie, rozmowa z dzieckiem, nazywanie jego uczuć “Jesteś zły, bo mama nie kupiła ci tego misia”, do znudzenia mówienie o swoich, unikanie miejsc i sytuacji newralgicznych – wszystko to jest w stanie więcej zdziałać dla wychowania niż “klaps”, którego dziecko nie pojmie, a jedynie poczuje ból, z którym w końcu zacznie kojarzyć okazywanie złości. A przecież to nie jego wina, że ma dwa lata i akurat na ten sposób jest “zaprogramowane”…
Gdy bije
Absurdalne jest to, że wielu rodziców usiłuje oduczyć bicia innych za pomocą… bicia. To tak, jakby atramentem zmywać plamę po pomidorach. Nie pomaga, a wyrządza jeszcze większą szkodę. Dziecko uczy się poprzez obserwację, naśladowanie. Bite dziecko będzie biło, upokarzane będzie upokarzało. Zdarzają się dzieci nadpobudliwe, sprawiające wrażenie agresywnych, czy np. zazdrosne o rodzeństwo. Wtedy niekiedy dochodzi do dantejskich scen i trudno dziwić się rodzicom, którym w takich momentach puszczają nerwy. Co można zrobić? Przede wszystkim spróbujmy dociec, dlaczego maluch bije inne dzieci. Czy jest to przejaw złości, czy nawiązania kontaktu? Frustracji, zazdrości, a może walki o swoje (np. w piaskownicy)? Jakakolwiek nie byłaby tego przyczyna, bicia nie można akceptować. W przypadku maluszków, do ok. 2 lat, należy po prostu zapewnić bezpieczeństwo, separując “agresora” od “ofiar”, realnych i potencjalnych – nie chodzi o to, by nie chodzić z nim na plac zabaw, wręcz przeciwnie!
Trzeba jednak złapać i unieszkodliwić dziecko, które gryzie, kopie i sypie piaskiem. Do skutku. Aż zobaczy, że żadna to zabawa, gdy mama czy tata cały czas je trzyma. Starszym warto mówić, że jego zachowanie nie podoba się nam absolutnie, można przerwać zabawę, gdy dziecko nie reaguje na upomnienia. Nadal jednak nie rezygnujmy z dociekania, jakie uczucia wywołują w maluchu takie zachowania i zaproponujmy “zastępnik” – w ramach wyładowania się można przecież krzyczeć, rzucać kamykami do stawku, rozwalić zbudowaną najpierw babkę z piasku – ale nie bić. Emocje wzbudzają także bójki w rodzeństwie. Priorytetem jest zapewnienie bezpieczeństwa, ale dalszy sposób postępowania zależy od wieku dzieci i stopnia nasilenia agresji. Na pewno trzeba się starać poświęcać czas potrzebom każdego z dzieci, nie faworyzować, nie dawać powodów do zazdrości. Nie jest to proste, bo dla kilkulatka takim powodem może być chociażby karmienie piersią młodszego brata. Trzeba to uszanować, ale jednocześnie poinformować dziecko, co czuje ono i my, a potem wspólnie postarać się znaleźć sposób na poradzenie sobie z tymi uczuciami. Nigdy za pomocą bicia, bo ono na pewno nie nauczy dziecka troski o słabszych i miłości do rodzeństwa. Wręcz przeciwnie.
Autor: Maria Block
Mama dwójki dzieci. Prowadzi blog MamaNaPuszczy.pl