Kary – konieczny element wychowania?

Każdy rodzic wie, jak trudne czasami jest okiełznanie energicznego kilkulatka. Niejedna mama zastanawia się podenerwowana, w jaki sposób nauczyć rocznego smyka, który opanował już trudną umiejętność szybkiego chodzenia, czy nawet biegania, że nie wolno uciekać, zbytnio oddalać się, szczególnie gdy w pobliżu jest ulica. Nierzadko zdruzgotani opiekunowie myślą, w jaki sposób ukarać nastolatka, który lekceważy obowiązek szkolny. Od czego warto zacząć, snując tego rodzaju przemyślenia?

Kary dla dzieci

Teoretycznie media powinny pomagać. Dzięki akcjom takim jak “Kocham, nie biję”, czy “Kocham, nie daję klapsów.”, rodzice, przynajmniej ci którzy chociaż minimalnie interesują się teorią wychowywania dzieci, wiedzą, że kary cielesne, poza tym, iż od dwóch lat są w naszym kraju nielegalne, są też złe same w sobie. Niczego nie uczą, obniżają poczucie własnej wartości, upokarzają, sprawiają, że relacja między rodzicami i dziećmi leży w gruzach, ponieważ dziecko najzwyczajniej w świecie boi się osoby, która zadaje mu fizyczny ból. I chociaż coraz więcej Polaków zgadza się z tym stwierdzeniem, nadal wiele klapsów dawanych jest dzieciom w różnym wieku, nawet niemowlętom, których karanie nie ma absolutnie żadnego wychowawczego sensu, natomiast przysparza dziecku wiele niemożliwego do pojęcia cierpienia. No dobrze – powie sfrustrowany rodzic – to jak karać dziecko, które notorycznie narusza ustalone zasady?

Niemowlęta

Zacznijmy zatem od najmłodszych dzieci, niemowląt, które raczkując, narażają się na wiele niebezpieczeństw. Tutaj nie na miejscu jest nawet dyskusja, czy karać dziecko, które mimo ostrzeżeń, zbliża się np. do gniazdek elektrycznych, albo wyrzuca jedzenie z miski, powodując bałagan. Krzycząc na dziecko w tym wieku, lub co gorsza – bijąc je (nawet lekko, w rączki czy w pupę), czy nawet zabierając ,,za karę” ulubioną zabawkę, nie spowodujemy, że maluch skojarzy nieprzyjemność z tym, co zrobił. Zwolennicy kar cielesnych argumentują, że poprzez lekkie uderzenia, tzw. ,,klapsy” już kilkumiesięczne niemowlę można nauczyć posłuszeństwa. Ale to nieprawda, chyba, że posłuszeństwem nazwiemy bezmyślne poddanie się tresurze (bo tak należy określić bicie niemowlęcia podczas głośnego wymawiania słowa ,,nie”, w celu nauczenia go właściwej reakcji na ten wyraz). Musimy jednak pamiętać, iż stosując te metody, nie tylko popadamy w potencjalny konflikt z prawem, ale wychowujemy dziecko w atmosferze dżungli – silniejszy ma rację. Pamiętajmy zatem – niemowląt nie karze się w żaden sposób. Nie są w stanie zrozumieć, za co zostają ukarane. Nie potrafią powiązać kary z jakimś konkretnym zachowaniem. Nie zapamiętają ,,na przyszłość” , by nie popełniać już więcej niepożądanych uczynków. Rada: pilnować dziecko. Jeśli wkłada paluszki do kontaktu, kupić specjalne nakładki, zapewniające bezpieczeństwo. Jeśli raczkuje do kuchni, gdzie nie powinno przebywać – kupić i używać bramkę do przegrodzenia pomieszczeń. Zabieranie dziecka z miejsca, gdzie może spotkać je krzywda, przytrzymywanie, gdy wierci się podczas ubierania, zaspokajanie jego potrzeb sygnalizowanych płaczem – to wszystko, co jako opiekunowie niemowlęcia możemy zrobić, aby zminimalizować szansę wystąpienia niepożądanej sytuacji z jego udziałem.

Dzieci w wieku 1 – 2 lata

W wieku 15 – 18 miesięcy (czasami wcześniej) maluch odkrywa, że ma duży wpływ na to, gdzie go “nogi poniosą” i wiedzę tę zaczyna wykorzystywać w sposób, który zazwyczaj nie zachwyca troskliwych rodziców. Mówiąc oględnie, dziecko ucieka. Biegnie przed siebie wprost na ulicę, nie reagując na wołanie, wdrapuje się na strome schody i drabiny (jak tylko uda mu się do nich dostać), wskakuje do kałuży. Przy okazji wysypuje z szafki cukier albo sprawdza, czy telefon taty umie pływać w klozecie. W tym wieku stosowanie uderzeń nazywanych ,,klapsami” jest bardzo częste. Rodzice hołdujący tej metodzie twierdzą, że tylko w ten sposób są w stanie zapanować nad smykiem, bo tłumaczenia takie małe dziecko nie pojmie, a oni chcą je uchronić przed wypadkiem, a przy okazji uratować dom przed totalnym zniszczeniem i bałaganem. Należy pamiętać, że kary cielesne niczego nie uczą. Dziecko nie zrozumie dzięki nim, dlaczego właściwie ma iść grzecznie za rękę w pobliżu ulicy. No dobrze – mówią rodzice – ale nie rozumie też, że może mu się tam stać krzywda. Czyżby? W tej kategorii wiekowej rzeczywiście udzielanie jakiejś jednej uniwersalnej porady wychowawczej nie ma sensu, ponieważ dzieci są różne. Są takie, które mając 1,5 roku potrafią mówić i rozumieją większość, co się do nich mówi.

Czytaj też  Zalety e-podręczników

Pilnowanie dziecka to wciąż podstawa – trzymamy dziecko za rękę, gdy idzie obok nas, zapinamy szelki we wózku, by bez naszej zgody nie mogło się z niego wydostać, zamykamy szafki przy pomocy specjalnych zabezpieczeń, niemożliwych do sforsowania przez dziecko. Rzeczy wartościowe trzymamy poza jego zasięgiem. A poza tym… tłumaczymy.

Pamiętam, że mój syn w tym wieku, chociaż wypowiadał może z kilkanaście słów w sposób zrozumiały, uspokajał się i zaczynał słuchać, gdy wypowiadałam spokojnym tonem: ,,Synku, słuchaj, bo mama teraz mówi”. Było to jak magiczne zaklęcie. Maluch, nawet jeśli jeszcze nie rejestrował tego, o czym mówiłam później (np. że nie wolno uciekać, biegać po jadącym tramwaju i dlaczego), cichnął i nieruchomiał na tyle, że mogłam bez przeszkód dokończyć swoje ostrzeżenie. Czasami trwało to całą ,,jazdę” tramwajem, czyli 10-15 minut, czasami już pierwsze zdanie uspokajało malca na tyle, że dalsze ,,brojenie” zupełnie wypadało mu z repertuaru pomysłów na najbliższy czas. Z biegiem czasu rozumiał i znał coraz więcej słów, czasami sam opowiadał, poruszając się na moich czy taty kolanach komunikacją publiczną, czy też na spacerze, co wolno, a czego nie w danej sytuacji. Tak więc – mówmy do dzieci, także tych małych, niespełna dwuletnich, nawet jeżeli pozornie nie ma to sensu. Ale one nauczą się, że reakcją na ich zachowanie, zwłaszcza negatywnego, jest rozmowa, a nie bicie i że ta reakcja jest nieunikniona. Jeśli początki są trudne – wzmóżmy uwagę. Nie pozwalajmy malcowi samowolnie oddalać się w miejscu publicznym. Tutaj możemy wykorzystać swoją przewagę fizyczną – przytrzymajmy dziecko, weźmy na ręce, na kolana, zamknijmy drzwi, czy bramę. Ono musi widzieć, że nie jest nam obojętne to, co robi, dokąd się porusza. Kary typu zabranie zabawki, czy odmowa kupna czegoś słodkiego nie mają jeszcze większego sensu w tym wieku, bo nie sprawią, że dziecko ,,zapamięta” i następnym razem ,,tego nie zrobi”. Jeśli maluch ucieknie po południu, a wieczorem “za karę” nie obejrzy bajki, za grosz nie pojmie związku między jednym a drugim. Niektórzy pedagodzy zalecają już w tym wieku ,,stawianie do kąta”, sadzanie na ,,karnej poduszce”. Jeśli ma to na celu uspokojenie malucha, zwrócenie jego uwagi na fakt, że postąpiło w sposób przez rodzica niepożądany, to w przypadku niektórych dzieci może być skuteczne. Natomiast długofalowo nie przyniesie to raczej skutku. Jest nikła (żadna) szansa, że siedząc w kącie półtoraroczny smyk przemyśli swoje postępowanie i się poprawi. Tak więc: przede wszystkim wciąż pilnujmy jak oka w głowie, nie bijmy, nie krzyczmy, starajmy się mówić do malucha, nawet jeśli w naszym odczuciu wyjdzie z tego bezsensowny monolog. Karne poduszki czy kąty można wypróbować wyłącznie w celu uspokojenia malca i uświadomienia mu (na daną chwilę), że nie podobało się nam jego zachowanie.

2 – 3 latki

Przechodzimy do wieku szczególnie według niektórych rodziców problematycznego, a zatem dwu- i trzylatków. Znane jest nawet określenie “bunt dwulatka”, które zrzuca za ,,złe” zachowanie odpowiedzialność na samo dziecko. Tymczasem maluch w tym wieku jak nigdy pragnie poznawać świat. Sprawdza, jak daleko może postawić swoje granice i w jaki sposób otoczenie zareaguje na jego ,,nie”. Nie powinien być za to karany, chyba, że nie zależy nam, by wychować asertywnego człowieka, mającego poczucie własnej oraz czyjejś wartości. I nie chodzi bynajmniej o pochwałę histerycznych zachowań, czy celowego wylewania zupy na dywan. Chodzi o to (nie jest to łatwe, ale bycie rodzicem nie jest zabawą – to ciężka praca, czasami zwieńczona sukcesem, który być może uznamy za dzieło swojego życia), by tłumaczyć dziecku, co czuje i dlaczego, a tam gdzie się da – starać się iść na kompromis. Przykład: maluch nie znosi ubrań w paski. Histeryzuje jak oszalały, gdy tylko mama wyciąga z szafki coś o takim wzorze. Po co krzyczeć czy zmuszać dziecko do czegoś, na co nie ma ochoty, skoro można po prostu ubrać je w co innego? Jeśli nie chce jeść łyżką – w jaki to właściwie sposób komuś może zaszkodzić? Niech na tym etapie życia, który zapewne nie będzie długo trwał, je rękami. Urządza ,,sceny” w sklepie? A może udałoby się go tam po prostu nie zabierać? Znowu podam przykład z własnego doświadczenia. Aby uniknąć problemów na zakupach (ja akurat byłam w sytuacji, w której zostawienie z kimś dziecka nie było możliwe), zawsze przed wyjściem WSPÓLNIE ustalaliśmy listę – ja zapisywałam, co muszę kupić, np. masło, chleb, pietruszkę, on zaś dopowiadał swoje – ,,jogulcik”, ,,pącka”, ,,socek”, z tym, że ustaliliśmy, że na pewno nie dostanie potem wszystkiego naraz, ale po obiedzie jedną rzecz, jutro następną. Szliśmy do sklepu, a on, pamiętając, co jest napisane na kartce i trzymając ją dumnie w rączce, “czytał”, co trzeba kupić. I nie zdarzyło się, żeby próbował mnie “naciągnąć” na zabawkę czy dodatkowe słodycze. Każdy rodzic, znając swoje dziecko, jest w stanie wymyślić szereg takich sztuczek. I na prawdę kary wydają się wówczas zbędne w wychowaniu.

Czytaj też  Mężczyzna przy porodzie

Zdarza się oczywiście, że dziecko, aby zwrócić na siebie uwagę, zachowuje się w naszym odczuciu ,,skandalicznie”, np. celowo niszczy przedmioty. Co robić? Mając na uwadze, że maluch w wieku 2-3 lat już wie, że jakieś zachowanie może się rodzicom nie spodobać, warto go poinformować, że to co robi, jest niewskazane. Jeśli mimo to nie przerywa czynności, można, przytrzymując go, ostrzec, że jeśli raz jeszcze tak zrobi (np. wyrzuci łyżki z szuflady, specjalnie wyleje sok itd.), spotka go konsekwencja, w postaci np. odebrania ulubionej zabawki, czy brak możliwości oglądania wieczorem bajki. Pamiętajmy, że w pewnym sensie, jest to także rozwiązanie siłowe. Najlepiej, uzbroiwszy się w cierpliwość, tłumaczyć dziecku, tak by pojęło mechanizm danego zachowania: “Filip, widzę, że denerwujesz się, bo rozmawiam z ciocią, zamiast się z tobą bawić, a ty chciałbyś, żebym się z tobą bawiła”. Jeśli tak jest, dziecko zapewne się zgodzi. “Gdy się denerwujesz, zdarza ci się coś specjalnie zepsuć albo czymś rzucić, prawda? Jednak teraz jest ciocia, której długo nie widziałam, a bardzo się za nią stęskniłam i dlatego chcę porozmawiać. Jak skończymy, pogram z tobą w piłkę, a teraz jeśli masz ochotę czymś porzucać, użyj klocków”. Dziecko prawdopodobnie będzie wdzięczne już za samą okazaną uwagę. Oczywiście jego cierpliwość w końcu się wyczerpie, więc w takiej sytuacji mama powinna rozważyć możliwość np. wspólnego, wraz z ciocią spaceru na plac zabaw, gdzie dziecko się wybiega, a one porozmawiają bez większych przeszkód. Oczywiście ostra reprymenda czy zastosowanie ,,klapsa” trwa dużo krócej, ale musimy pamiętać, że dobry rodzic stara się być przede wszystkim cierpliwy. Jeśli chce widzieć jakąś cechę u dziecka, najpierw stara się sam ją u siebie wypracować. Wie, że aby wymagać od dziecka, najpierw musi zacząć wymagać (i to sporo) od siebie. W zachowaniu dziecka istnieje dość prosty mechanizm, a mianowicie naśladuje ono to, co widzi, szczególnie rodziców. Jeśli widzi karanie, to pewnego dnia może przyjść mu do głowy “ukaranie” mamy czy taty, np. za to, że nie kupili mu komputera, właśnie nieznośnym zachowaniem. Uważajmy zatem na to, w jaki sposób traktujemy dziecko, bo ono będzie nas traktowało podobnie.

Czytaj też  Jakie ubranka dla noworodka do szpitala?

Dzieci w wieku szkolnym i nastolatki

Dziecko w wieku szkolnym często miewa pomysły, które wzbudzić mogą przerażanie opiekunów. Pierwsze wagary, eksperymentowanie z używkami, lekceważenie nauki, wulgarne słownictwo, niegrzeczne odzywki wobec starszych. Niestety, jest to i dla rodziców gorzka lekcja, okazuje się bowiem, że nie mają oni monopolu na wychowanie własnego dziecka, bo dla niego bardzo ważna okazuje akceptacja rówieśników. Niestety jedyne, co można robić w takiej sytuacji, to rozmawiać. Bez tabu, bez “zakazanych słów” – mówmy wprost, o co nam chodzi, ale wykazujmy się empatią. Przypomnijmy sobie i dziecku opowiedzmy szczerze o czasach, gdy byliśmy w jego wieku, ale niech to nie będą historyjki typu “w twoim wieku wyłącznie się uczyłem”, ale prawdziwe, np. “nienawidziłem historii i ledwo zdałem, bo wciąż wagarowałem”, “pamiętam jak zakochałam się w panu od plastyki i koleżanka wyjawiła mu ten sekret”, czy “pierwszego papierosa spaliłam w wieku 15 lat”, przedstawione w formie problemu, który udało się rozwiązać. Kary prawdopodobnie nie pomogą, bo dziecko zamiast myśleć nad sobą, będzie napawało się swoją “zepsutą relacją”. Nie dajmy mu odczuć, że gramy w innej lidze, bo przecież tak nie jest. Zawsze wspierajmy. Jeśli jednak mamy podejrzenie uzależnienia, nie czekajmy, nie róbmy awantur. Spytajmy wprost, czy nie używa narkotyków. Jeśli zaprzeczy, ale swoim zachowaniem da do zrozumienia, że ma tego typu problemy, zgłośmy się razem z nim do specjalistycznego ośrodka. Może i będzie złe, ale uświadomi sobie, że z żadnym problemem nie zostanie samo. Nigdy.

Autor: Maria Block

Mama dwójki dzieci. Prowadzi blog MamaNaPuszczy.pl

Zobacz też